Mówimy: Ameryka, myślimy: Stany Zjednoczone Ameryki Północnej. Mówimy: Ameryka, myślimy: marzenie, nieosiągalne, nie dla mnie. A jednak … Dwoje uczniów naszego Liceum było w Ameryce. Alex spędził tam rok, Zuza – wakacje. O swoim pobycie w Stanach opowiadają w wywiadzie, przeprowadzonym przez Olę Kamińską i Kacpra Sobotkę. Welcome to America.
Pobierz prezentację PowerPoint – USA 2014 – Alex Sawwidis
Ola Kamińska (O.K.): Jakiego pytania na pewno nie chcielibyście usłyszeć, rozmawiając o Ameryce?
Alex Sawwidis (A.S.): Czy Amerykanie są głupi.
O.K: Czy dlatego, że często spotykałeś się z tego typu pytaniami?
A.S: Tak, takie pytania się powtarzają, ale nie mają one pokrycia w rzeczywistości i są krzywdzące.
Zuzanna Russyan (Z.R.): Często spotkałam się z tym, że Amerykanie nie wiedzieli, co to jest Polska. Myliła im się Polska z Holandią, gdyż jest podobna wymowa (Poland- Holland).
O.K: Wróćmy jednak do zasadniczego pytania, a więc jakiego pytania ty, Zuziu, nie chciałabyś usłyszeć w rozmowie o Ameryce?
Z.R: To jest dla mnie trochę trudne pytanie, ponieważ ja tam byłam tylko półtora miesiąca i nastawiona byłam głównie na zwiedzanie.
O.K: Wiecie, dlaczego to pytanie zadaję? Bo jak się często o czymś opowiada, to tworzy się klisza i w zasadzie przestaje się mówić o rzeczach ciekawych, a powtarza się ciągle to samo. Dlatego powtórzę: jakiego pytania nie chciałabyś usłyszeć?
Z.R: No nie wiem, ale myślę, że nie chciałabym usłyszeć czegoś banalnego, np. jakie było jedzenie.
O.K: W takim razie to pytanie spokojnie można zadać Alexowi, który przez rok mieszkał u prawdziwej amerykańskiej rodziny. Czy tam się gotuje?
A.S: Bardzo rzadko się gotuje, gdyż Amerykanie dosyć długo pracują i raczej kupują gotowe posiłki. Zakupów nie robią na bieżąco, tylko większe zakupy robią raz w tygodniu. Co prawda nie jest to jakościowo najzdrowsze jedzenie, a chleb jest tylko tostowy.
O.K: Przytyłeś, będąc w Ameryce?
A.S: Nie przytyłem, ponieważ uprawiam dużo sportu i uważam na to, co jem. Jeżeli bym jadł tak jak Amerykanie, to bym na pewno utył.
O.K: A Ty, Zuza, przybrałaś na wadze?
Z.R: Nie, bo w moim przypadku było troszeczkę inaczej. Gotowaliśmy posiłki w domu, a w każdą niedzielę rano cała rodzina spotykała się przy śniadaniu, które często przeciągało się aż do obiadu.
O.K: Uściślijmy, Zuza. Ty byłaś w polskiej rodzinie?
Z.R: Nie, w amerykańskiej.
O.K: No dobrze, ale jakieś związki rodzinne was łączą?
Z.R: Tak, ciotka siostry mojej babci jest Polką i wyszła za mąż za Amerykanina.
O.K: Uff, skomplikowane. Alex, Ty byłeś w amerykańskiej rodzinie, nie możemy więc uciec od pytania, jak to się stało, że tam trafiłeś?
A.S: Zawsze chciałem wyjechać do Stanów i pewnego dnia dowiedziałem się od mojego kolegi, że jest możliwość wyjazdu do amerykańskiej szkoły. Znalazłem w Internecie adres polskiego biura, które się tym zajmuje. Dowiedziałem się, że najpierw należy zdać egzamin z języka angielskiego. Udało mi się zdobyć 96% , a więc bardzo dużo. Kolejnym etapem było wniesienie opłaty i szukanie dla mnie przez agencję miejsca w rodzinie amerykańskiej.
O.K: A jakbyś miał opinię lesera, który jeszcze do tego wdaje się w bójki , przyjęliby Cię?
A.S: Nie, bo trzeba spełniać pewne wymogi, aby zostać zakwalifikowanym.
O.K: I gdy przeszedłeś kwalifikacje, to gdzie wylądowałeś?
A.S: W Karolinie Południowej.
O.K: A Twój wyjazd, Zuza? Czy to babcia była jego inicjatorką?
Z.R: Nie, to był pomysł mój i mojej cioci. Mamy taki zwyczaj, że raz oni przyjeżdżają do nas, a kolejnego roku jesteśmy zaproszeni do nich. Jednak z wielu różnych powodów mnie do aż do tych wakacji nie udało się ich odwiedzić.
K.S: Ile lat temu Twoja rodzina wyjechała to Stanów?
Z.R: Ojej, to będzie z 40 lat.
K.S: W takim razie zapytajmy o język…
Z.R: Ciocia mówi w języku polskim i amerykańskim, wujek od trzech lat uczy się polskiego, natomiast reszta rodziny zna tylko pojedyncze polskie słowa. W pewnym momencie ciocia zauważyła, że ma już problem z językiem polskim, zaczęła się zacierać ta polskość. Ona jest Polką, żyła te 20 lat w Polsce, tutaj dorastała. I przez to, że teraz mieszka w Stanach, zaczęła mylić słowa, nie umiała układać poprawnie zdań, takie niefortunne pomyłki robiła. Dlatego postanowiła iść na kurs, żeby odnowić polski. Natomiast z moim wujkiem było tak, że jak przylecieli do nas do Polski, to tak mu się tu spodobało, że jakby w jednej sekundzie dla niego Polska stała się drugim domem, zafascynował się naszym krajem. Uczy się, czyta po polsku książki, stara się uczyć naszej historii. Wujek naprawdę bardzo, bardzo chce się nauczyć naszego języka i ma takie plany, że jak przejdą na emeryturę, to chcieliby tu kupić dom. Wtedy ja bym wyjeżdżała na pół roku do Stanów, a oni by przez te pół roku byli w Polsce. Taka jakby wymiana.
O.K: Oboje opowiadaliście już o swoich pobytach w Ameryce podczas Dnia Języków Obcych w szkole. Gdy oglądałam Twoją prezentację, Alex, to zobaczyłam, że na jednym ze zdjęć jesteś z nauczycielką, dlatego zapytam o relacje z nauczycielami.
A.S: W Ameryce relacje z nauczycielami są bardziej na luzie.
O.K: Możesz to sprecyzować, bo nauczycielka była specyficznie ubrana i staliście blisko siebie, bardziej jak z koleżanką z klasy.
A.S: To była pani ucząca matematyki. Takie swobodniejsze zachowanie jest naturalne wśród młodych nauczycieli, starsi trzymają dystans. Jeśli nie ma bardzo dużej różnicy wieku między nauczycielami a uczniami, to relacje są bardziej spontaniczne. Nie oznacza to, że tak jest cały czas, bo kiedy trzeba się uczyć, to grupa skupia się na tym. Za złe zachowanie można być zawieszonym w prawach ucznia, a gdy to się zdarza często, to można nawet trafić do więzienia na kilka dni lub być wyrzuconym ze szkoły.
O.K: Pociągnij wątek szkoły. Jak wyglądają lekcje?
A.S: Są cztery lekcje dziennie i trwają po półtorej godziny bez przerw. Realizuje się same przedmioty przez pół roku. W kolejnym semestrze były zupełnie inne.
O.K: Jakie przedmioty wybrałeś?
A.S: Matematyka, klasa komputerowa, zajęcia teatralne oraz medycyna sportowa.
O.K: A lekcje angielskiego?
A.S: Były dopiero w drugim półroczu.
O.K: Jakie lektury omawialiście?
A.S: Dużo Edgara Allana Poe i to było bardzo ciekawe.
O.K: Polubiłeś go czy znienawidziłeś?
A.S: Polubiłem i zachwyciłem się nim.
O.K: Lekcje wyglądają tak jak w polskiej szkole?
A.S: W Ameryce lekcje wyglądają trochę inaczej, bo jeżeli omawiamy lekturę, to najpierw czytamy ją razem lub oglądamy film, a potem jest z tego sprawdzian.
O.K: A sposób uczenia?
A.S: Jest inny – np. na tablicy jest zapisane zdanie z błędami i trzeba je napisać poprawnie. Jeśli się udało dobrze wykonać to ćwiczenie, otrzymywało się np. 5 punktów, które można było dodać do wyniku ze sprawdzianu. Raz w tygodniu uczyliśmy się 10 nowych słówek i była kartkówka. Co tydzień taka sama tylko z innym zasobem słów.
O.K: Czy klasa złożona była z takich uczniów jak Ty?
A.S: Nie, ja byłem jedynym obcokrajowcem.
O.K: Czym się wyróżniałeś?
A.S: Tym, że byłem obcokrajowcem.
O.K: A jeżeli chodzi o naukę?
A.S: Byłem zawsze przygotowany i dużo się udzielałem na lekcjach.
O.K: Doceniali Cię z tego powodu?
A.S: Tak, motywowaliśmy się wspólnie.
O.K: Zuza, Twoje amerykańskie doświadczenia są inne, bo Ty dużo zwiedzałaś. Które miejsce Ci się najbardziej podobało i do którego chciałabyś wrócić?
Z.R: Zdecydowanie Alaska. Jak przypłynęliśmy do pierwszego miasta, do Kaczikanu, miałam wrażenie, że jest tam zupełnie pusto. Nie było widać ludzi, panował totalny spokój. Niesamowite było spotkanie na ulicy prawdziwej rdzennej Indianki, która zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Zdziwiło mnie również, że sprzedają tam nasze polskie bursztyny i porcelanę.
K.S: Zuza, a jak było w Subway’u na Alasce? Mówiłaś kiedyś o tym i wydaje mi się ciekawe.
Z.R: Jak zeszłam na ląd w Kaczikanie, to skręciliśmy do takiej części miasta, która była przygotowana dla turystów. Tam były różne sklepy, m.in. z prawdziwymi futrami, no i spojrzałam do góry i nagle patrzę, i myślę sobie, czy ja mam zwidy… W takim starym domu zrobili również Subway’a, więc od razu zrobiłam zdjęcie tego dziwnego zjawiska. To było interesujące, że na takim odludziu (2-3 tysiące ludzi), robią takie rzeczy. Ale to pewnie było dla turystów, a nie z myślą o mieszkańcach.
O.K: W którym ze zwiedzanych miejsc nie chciałabyś mieszkać?
Z.R: Z całą pewnością w Nowym Jorku. Nie lubię dużych, tłocznych miast. Wolę wiejskie klimaty.
K, S: A Ty, Alex ?
A.S: Odwrotnie. Ja na przykład bym strasznie chciał mieszkać w Nowym Yorku, bardzo mi się tam podobało przez to, że właśnie był ruch, był kontakt z ludźmi, byli ciekawi ludzie. I sam Nowy Jork jest niesamowitym miastem, bo tam jest po prostu wszystko. Można iść i nagle przechodzi się z dzielnicy, w której jest pełno ludzi, do parku, w którym jest mniej ludzi, każdy wypoczywa, jest dużo zieleni i te cudowne wieżowce widać . Ale czasami trzeba się przypatrzeć, żeby je dostrzec, czyli można się po prostu wyłączyć w centrum miasta, więc to jest bardzo ciekawe.
K.S: Jeśli mielibyście wybór: Stany a Polska, to gdzie i dlaczego chcielibyście mieszkać?
Z.R: Polska. W Stanach przeszkadzało mi najbardziej to, że – z tego, co widziałam – ludzie nie mają takiego kontaktu ze sobą jak w Polsce. Co prawda jak idziesz ulicą, to mijani powiedzą sobie dzień dobry, ale nie staną i nie zaczną ze sobą rozmawiać tak jak w Polsce: A co tam u ciebie? – Wszystko w porządku. Dawno się nie widzieliśmy, może się spotkamy? Tak samo jest z wizytami. U nich nie przyjmują gości, jak ktoś przyjdzie bez zapowiedzi. Nie wpuszczają ich do domu, tylko rozmawiają na ulicy. Więc taki brak kontaktu przeszkadzałby mi.
K.S: Alex, a Twoje doświadczenie w tej kwestii?
A.S: Ja mam właśnie zupełnie odwrotne doświadczenia, bo u mnie na ulicy wszyscy byli dla siebie uprzejmi i ja wielokrotnie rozmawiałem z kimś, kogo nigdy wcześniej nie znalem. Może to zależy od stanu? Ja byłem jednak na południu, gdzie ludzie są uważani za najmilszych. Jeśli ktoś przychodził, to zazwyczaj gościliśmy go w domu. Ludzie byli bardzo otwarci, nawet jak byłem w Nowym Jorku to nie było źle. Wszyscy mówili, że ci ludzie są negatywnie nastawieni do innych, ale według mnie to nieprawda. Przynajmniej w odniesieniu do tych, których ja spotkałem, bo każdy może mieć inne doświadczenie w zależności od sytuacji.
K.S: No tak, ale pytanie zadane wcześniej brzmiało: Polska czy Stany? Zuza ma jednoznaczne stanowisko, a Ty?
A.S: Trudno mi powiedzieć, ale jednak myślę, że wybrałbym Stany, jeśli bym miał tam rodzinę, ponieważ to był czynnik, którego mi najbardziej brakowało. Wiadomo przyjaciół oraz znajomych też. Natomiast podoba mi się nie tyle wolność, bo wolność w Polsce też mamy, ale jednak to właśnie relacje, życie między ludźmi, to mi się strasznie podoba.
Głównie otwartość, uprzejmość, to że są jakby społeczności, które się tworzą, do których zawsze można dołączyć. Takie jak społeczność samochodowa, którą się zainteresowałem. Oni mają wspólne pasje i hobby. Dlatego gdybym miał wybierać między Karoliną Południową a Polską, to wybrałbym Polskę. Natomiast jeśli miałbym wybrać między Nowym Jorkiem a Polską, wybrałbym Nowy Jork.
K.S: Czyli co? Miasto wielu możliwości? Wystarczająco anonimowe, ale i przyjazne?
A.S: Dokładnie.
A.S: Ale myślisz o studiach w Stanach?
A.S: Myślałem o tym, ale to jest bardzo droga wyprawa – mniej więcej pół miliona złotych za cztery lata.
K.S: A trzeba mieć maturę międzynarodową?
A.S: Nie. Trzeba mieć coś, co się nazywa SAT. Przy rekrutacji oni patrzą tylko na to, matura w ogóle nie jest istotna, jeśli się chce tam aplikować. Natomiast ten SAT trzeba mieć i ACT tak samo – ja zdałem obydwa egzaminy [SAT – Scholastic Assessment Test – Scholastyczny test oceniania
ACT – American College Testing – Test Studiów Amerykańskich].
K.S: Z tego co wiem, bardzo często ludzie na studia dostają się dzięki osiągnięciom sportowym.
A.S: Tak, można mieć świetne stypendia sportowe i to jest to, w czym Stany są dobre. Stypendium można tak naprawdę dostać za taką drobnostkę jak bycie leworęcznym, bo jeśli ktoś płaci dwadzieścia tysięcy miesięcznie za szkołę, to jak dostanie pięć – za leworęczność – to jest dużo. A jeśli ktoś ma sukcesy w nauce lub osiągnięcia sportowe, to czasami jest tak, że nie tylko ma opłacone czesne, ale jeszcze szkoła może dawać pieniądze.
K.S: A w żadnej dziedzinie sportowej nie masz osiągnięć?
A.S: Trzeba już zaczynać od dziecka w jakiejś dyscyplinie, ponieważ liczą się duże sukcesy indywidualne albo drużynowe.
K.S: Czy w szkole, w której byłeś, udzielałeś się w jakiejś dyscyplinie ?
A.S: Ćwiczyłem zapasy wrestling przez chwilę. Natomiast udzielałem się muzycznie jako perkusista – to robiłem najczęściej.
K.S: Podsumujmy: Zuza, Ty na razie nie myślisz o studiach w Stanach, a Alex chciałby zarobić na to albo stać się leworęczny.
A.S: Myślę, że pójdę na studia gdzieś w Europie, natomiast na pewno pojadę na Erasmus. To coś, czego na pewno będę chciał dokonać. Myślę, że to jest osiągalne, ponieważ jest o wiele tańsze i można tego dokonać, będąc uczniem w Europie
O.K: Sporo już wiemy o waszym pobycie w Stanach, więc na koniec chcę zapytać: jaka była wasza pierwsza myśl po wylądowaniu w Polsce?
Z.R: Ten cały pobyt w Ameryce wydawał mi się bardzo nierealny, byłam tam półtora miesiąca, a miałam wrażenie, że tylko tydzień.
A.S: Kiedy wróciłem do Polski, wszystkim się zachwycałem. Jedyne, o czym myślałem, to że w końcu zobaczę się z rodziną i z przyjaciółmi, ponieważ bardzo za nimi tęskniłem.
O.K. Bardzo dziękujemy za rozmowę. Być może jeszcze kiedyś wrócimy do tematu, bo na pewno nie zdołaliśmy o wszystko zapytać.