Jury ogłosiło Wyniki Konkursu Polonistycznego „Ten konkurs jest dla Ciebie”. Nagrody za najciekawsze opowiadania otrzymali ex aequo:
II miejsce – Małgorzata Goraj (II A) i Paulina Gładysz (II B).
III miejsce – Karolina Strębska (II A) i Mateusz Stegienko (I B)
IV miejsce – Angelika Zimmermann (I B)

 Nagrodzone opowiadania

Alkohol

 

Pochmurne niebo ciężko wisiało nad miastem, złowrogo grożąc deszczem. Pogoda nie zachęcała do spacerów, więc każdy spieszył w swoją stronę. Nikt na nikogo nie patrzył, nie uśmiechał się. Snułam się bez celu pomiędzy tymi smutnymi i zmęczonymi ludźmi rozmyślając o tym co usłyszałam przed chwilą. Jak to się mogło stać? Kiedy? Dlaczego niczego nie zauważyłam? Byłam aż tak zapatrzona w siebie, czy to on tak dobrze się z tym maskował? Nie potrafię wyrzucić tego z głowy. W głowie mam tylko ostatnie słowa Adriana i jego twarz. Przerażoną, zmęczoną i zrezygnowaną twarz. Zupełnie inną niż twarz tego Adriana, którego znałam do dzisiaj. On nie należy do ludzi, którzy łatwo się poddają. Z pewnością nie jest osobą o smutnej i zmęczonej twarzy. I to przerażenie w oczach…Tak wielkie, że aż boli, kiedy na mnie patrzy.

Myśląc o moim najlepszym przyjacielu, nie zauważyłam, kiedy doszłam do placu zabaw. Z powodu brzydkiej pogody nie było na nim bawiących się dzieci. Wybrałam jedną  z wielu huśtawek, usiadłam i zaczęłam lekko odpychać się nogami od ziemi. W moich myślach pojawiło się pytanie, o którym bałam się myśleć – dlaczego o niczym mi nie powiedział wcześniej? Przecież od zawsze mówiliśmy sobie wszystko.

Z Adrianem przyjaźnię się odkąd pamiętam. Na początku mieszkaliśmy w jednej klatce, on na parterze, ja na piętrze. Pamiętam jak Adrian kazał osiedlowym chłopakom, naszym rówieśnikom przestać robić sobie ze mnie żarty. To wtedy się poznaliśmy i polubiliśmy. Od tamtej pory trzymamy się razem. Wiele razy próbowano nam wmówić, że jesteśmy parą, ale ani ja, ani Adrian nie umiemy sobie wyobrazić takiego obrotu sprawy. Jest dla mnie jak brat, a ja dla niego jak siostra. Kiedy poszliśmy do liceum, ja wraz z rodzicami wyprowadziłam się parę ulic dalej do małego domku, który znalazła w ogłoszeniu mama. Przestaliśmy się widywać tak często i na ponad rok straciliśmy kontakt ze sobą. Teraz przyjaźń znów odżyła i oboje staramy się o nią dbać.

W rodzinie Adriana nigdy nie było problemów. Nigdy im się nie przelewało, ale nigdy też nie cierpieli biedy. Żyli sobie spokojnie na parterze w naszym bloku. Jego mama była sekretarką w biurze w centrum miasta, a tata pracował jako mechanik samochodowy. Adrian mówi, że ten koszmar zaczął się, kiedy jego ojciec stracił pracę. Właściciel warsztatu zbankrutował i wszyscy pracownicy zostali bez pracy. Pan Jerzy długo próbował znaleźć inną pracę, ale bez skutku. Gdy stracił nadzieję i nie mógł znieść myśli, że jako głowa rodziny nie przynosi do domu żadnych dochodów, żeby uciszyć wstyd zaczął pić. Na początku zdarzało się to rzadko. Raz albo dwa razy w miesiącu ojciec Adriana przychodził, a raczej wczołgiwał się do mieszkania kompletnie nieprzytomny i cuchnący alkoholem. Rodzina znosiła to w milczeniu, starając się to zrozumieć. Jednak problem zaczął się nasilać. Adrian twierdzi, że nie wie, jak to się stało, że jego tata tak szybko się stoczył. Nie potrafi zrozumieć czemu nikt z nich nie zauważył, kiedy ojciec przekroczył tę cienką granicę. Pan Jerzy zapomniał co to umiar i upijanie się dwa razy na miesiąc zamieniło się w nieprzerwany stan nietrzeźwości. Gdyby sam fakt, że niemożność oderwania się od butelki nie była wystarczającym problemem, okazało się, że ojciec Adriana ma też swoją druga stronę. Nigdy nie określiłabym pana Jerzego, jako nadpobudliwego, agresywnego człowieka. Odkąd pamiętam, uwielbiałam go. Zawsze był miły, spokojny i nie zdarzyło się, żeby kiedykolwiek podniósł rękę na swojego syna. Teraz, kiedy alkohol tak bardzo go zniszczył, nie panuje nad sobą w ogóle. Adrian dostaje raz za razem, bez większego powodu. Najczęściej wtedy, gdy nie chce iść kupić kolejnej butelki wódki dla ojca.

Najgorsze jest chyba to, że mama Adriana, pani Aneta także nie jest w stanie nic poradzić, ponieważ jej mąż nie mając już najmniejszych skrupułów podnosi rękę nawet na nią. Żeby utrzymać rodzinę, pani Aneta bierze coraz więcej dyżurów w pracy, przez co nie daje rady z utrzymaniem domu w należytym porządku. Według Adriana, w domu panuje niesamowity bałagan, wszędzie leżą puste butelki po wódce. Oboje z mamą starają się jakoś utrzymać porządek, ale nie jest to łatwe. Adrian ma szkołę, a jego mama coraz więcej pracy. Widziałam ją przedwczoraj na mieście, kiedy robiła zakupy. Zupełnie nie przypomina odrobinę pulchnej, uśmiechniętej i tryskającej energią pani Anety, jaką znałam.  Bardzo schudła i zszarzała , aż żal patrzeć. Kiedy powiedziałam jej „dzień dobry” podniosła wzrok, tak samo przerażony jak dzisiaj wzrok Adriana, cicho odpowiedziała i czym prędzej udała się w swoją stronę.

Jak mogłam nie zauważyć?! Przecież to nie może być trudne… I pomyśleć, że ja niedawno wypłakiwałam się Adrianowi na ramię po tym, jak Michał mnie rzucił dla jakiejś wymalowanej laleczki z równoległej klasy. I to był mój ogromny koszmar życia. Co ja mogę wiedzieć o koszmarze życia! Boże, co on musiał sobie o mnie pomyśleć, skoro ja prawie umierałam z rozpaczy po stracie chłopaka, a on przeżywał w domu piekło.

Jak mam mu pomóc? Co mogę zrobić, żeby choć trochę mu ulżyć w tym cierpieniu. Kiedy zobaczyłam go z podbitym okiem i rozciętą wargą przestraszyłam się nie na żarty. Wiedziałam, że Adrian często stawał w obronie dziewczyn, przez co nie raz był poobijany, ale nigdy aż tak jak dzisiaj.

– Boże, co ci się stało?! – zapytałam go przerażona, kiedy tylko do mnie podszedł.

– Nic takiego. Wpadłem na drzwi. – wymamrotał pod nosem.

– Drzwi? – ujęłam jego brodę i uniosłam do góry, żeby przyjrzeć się obrażeniom.

– Tak! – strząsnął moją rękę zbyt szybko i zbyt agresywnie.

– Adrian, co się dzieje? – byłam nie na żarty zaniepokojona, czułam, że coś jest nie tak.

– Nic! Wpadłem tylko na drzwi!

– Kogo chcesz oszukać?

– Nikogo!

I wtedy stało się coś, czego się nie spodziewałam. Adrian opadł na najbliższą ławkę i zaczął płakać. Zdezorientowana i przestraszona usiadłam obok i delikatnie głaskałam go po głowie. Czekałam, nie chciałam go naciskać. W końcu sam zaczął:

– On nas bije, Blanka!

– Ale kto?

– Mój ojciec! Bije nawet mamę! – szlochał.

–  Jakim cudem? Jak to się stało?

Adrian krok po kroku opowiedział mi, jak jego tata wpadł w alkoholizm. Byłam przerażona tym, jak szybko pan Jerzy przeszedł tą koszmarną metamorfozę. Spokojny i miły mężczyzna, zamienił się w zgorzkniałego, agresywnego alkoholika. Nie mogłam uwierzyć. Nie wiedziałam co mam powiedzieć, więc siedziałam tylko obok Adriana i mocno przytulałam do siebie jego drgające od spazmów ciało. Wiedziałam, że ja nie mogę się rozkleić, więc resztami sił trzymałam łzy i złość w sobie, starając się jakoś uspokoić mojego przyjaciela.

– A ty jak się trzymasz? – zapytał, kiedy już trochę się uspokoił.

– Ja? – nie miałam pojęcia o co mu chodzi.

– No wiesz, Michał…znaczy jak się trzymasz, po tym jak cię rzucił?

– Zwariowałeś?! – byłam szczerze oburzona, że jest w stanie myśleć o czymś takim – To nie ma teraz znaczenia.

– Ależ oczywiście, że ma. Nie wszyscy muszą mieć takie same problemy jak ja…

– Nie zmienia to faktu, że po tym, co mi opowiedziałeś, nie jestem w stanie myśleć o Michale. W głowie mam tylko twoje słowa.

– Przepraszam…

– Za co?!

– Po prostu przepraszam. Za to, że ci o tym opowiedziałem i poniekąd wciągnąłem w tą całą historię z ogromną miłością mojego ojca do wódki.

– Przestań! – przytuliłam się do niego, nie wiedząc co mogę zrobić więcej.

Posiedzieliśmy razem jeszcze dwadzieścia minut, potem Adrian powiedział, że musi już iść. Pożegnaliśmy się i każde z nas poszło w swoją stronę. Adrian do domu – jeśli to, co się działo w jego mieszkaniu można było nazwać domem – natomiast ja musiałam to wszystko ułożyć sobie w głowie.

Bujając się leniwie na huśtawce, nie wiem co mam zrobić, żeby mu jakoś pomóc. Z braku pomysłów, postanowiłam przeszukać Internet. Może Wujek Google będzie w stanie mi odpowiedzieć na moje pytania. Wracając do domu, specjalnie przechodziłam obok mieszkania Adriana. Sama nie wiem do końca po co. Brudne okna aż błagały o mycie. Szłam wolno, nasłuchując dźwięków awantury. Była cisza.

W domu natychmiast włączyłam laptopa i w wyszukiwarce wpisałam hasło „alkoholizm”.  Wyszukało bardzo dużo stron. Wybrałam kilka i zaczęłam czytać. Znalazłam ogrom informacji o samej chorobie, jej objawach i skutkach, adresy stron internetowych, na których można znaleźć fora dla rodzin z chorobą alkoholową oraz adresy ośrodków odwykowych i terapeutycznych i kilka infolinii. Po przejrzeniu wszystkiego postanowiłam namówić Adriana na podzielenie się problemem z kimś, kto może coś z tym zrobić. Już na wstępie wiedziałam, że nie będzie mi łatwo. Spisałam też na kartce numery infolinii i adresy miejsc spotkań rodzin z problemem alkoholowym. Wysłałam Adrianowi SMSa: „Mam coś dla Ciebie. Mam nadzieję, że poprawi Ci to humor, chociaż odrobinę. Spotkajmy się pojutrze o 16, tam gdzie zwykle.”. Chwilę później dostałam krótką odpowiedź: „OK”. Byłam tak szczęśliwa, że mogę jakoś pomóc Adrianowi.

Dwa dni później siedziałam na ławce w miejscu naszych spotkań, patrząc na wodę przelewającą się w fontannie. Denerwowałam się, bo Adrian nigdy się nie spóźniał, a teraz czekam na niego już ponad pół godziny. Do tego nie odbiera telefonu i nie odpisuje na SMS-y. Dzwoniłam i rozglądałam się na przemian jeszcze przez dwie godziny. W końcu zrezygnowana wróciłam do domu. Bardzo martwiłam się o Adriana. Kiedy widzieliśmy się przedwczoraj naprawdę nie wyglądał najlepiej. Mówił mi wcześniej, że jego tata ma problemy ze znalezieniem pracy i dlatego jest ostatnio taki przygnębiony. Do głowy by mi nie przyszło, że może chodzić o coś takiego. Siedziałam w swoim pokoju z moją błękitną filiżanką z chińskiej porcelany popijając malinową herbatę. Telefon miałam tuż obok siebie. Liczyłam, że może Adrian się odezwie.

***

            Mój przyjaciel od czterech dni nie dawał znaku życia. Zaczęłam się martwić nie na żarty. Postanowiłam zadzwonić do jego domu, ale tam też nikt nie odbierał. Dłużej nie mogłam czekać bezczynnie. Poszłam na bloki. Weszłam na klatkę, która budziła we mnie pełno pięknych wspomnień z dzieciństwa i zapukałam do drzwi mieszkania, które również budziło w mojej głowie wydarzenia z mojego dzieciństwa. Drzwi otworzyła mi pani Aneta, mama Adriana. Kolejny raz przeraziłam się jej zmizerniałą cerą i przygasłymi oczami. Chwilę mi się przyglądała, zanim mnie poznała.

– Blaneczka… – uśmiechnęła się blado i wyszła do mnie na klatkę, przymykając drzwi. – Co u ciebie słychać? Co u mamy?

– Dzień dobry pani Anetko. U nas wszystko w porządku. – zastanawiałam się chwilę, czy należy zdradzać swoją wiedzę o kłopotach w jej rodzinie. Postanowiłam tego nie robić.

– Nie wie pani, gdzie podziewa się Adrian? – zapytałam niepewnie po chwili milczenia.

Mama Adriana wyraźnie się zasmuciła, długo się zastanawiała, zanim mi odpowiedziała.

– Adrian leży w szpitalu… – wydusiła z siebie – miał…wypadek.

– Jak to? – zapytałam wystraszona.

Pani Aneta popatrzyła na mnie zagubionym i przerażonym wzrokiem. Szybko pojęłam, że owym „wypadkiem” musiał był pijany ojciec Adriana. Nie chcąc męczyć  mamy przyjaciela, która i tak nie miała łatwo w życiu zapytałam tylko, który to szpital, podziękowałam i pożegnałam się, umyślnie życząc szczęścia.

Dwadzieścia minut później byłam już w szpitalu. Pielęgniarka w recepcji powiedziała mi jak dojść na oddział, na którym leżał Adrian. Cicho weszłam do jego sali. Leżał w łóżku tuż przy oknie, spał. Nie chcąc go budzić usiadłam po cichu na krzesełku obok i delikatnie zamknęłam jego dłoń w swoich. Adrian miał koszmarnie pokiereszowaną twarz, gips na lewej ręce i, z tego co zauważyłam, mnóstwo siniaków. Nie mogąc powstrzymać żalu jaki mnie wypełniał pozwoliłam spłynąć kilku łzom. Siedziałam około godziny przy szpitalnym łóżku, trzymając najlepszego przyjaciela za rękę i patrząc jak spokojnie śpi. Nie jestem w stanie opisać uczuć, które wtedy mi towarzyszyły. Żal i smutek mieszały się ze złością. Nie mogę pojąć, można tak skrzywdzić swoje dziecko.

– Cześć. – wychrypiał Adrian, kiedy zobaczył mnie po przebudzeniu.

– Cześć. – uśmiechnęłam się do niego smutno.

– Przepraszam, że nie przyszedłem. I za to, że nic nie napisałem.

– Nie ma sprawy, rozumiem. – przytuliłam jego zdrową rękę do mojego policzka.

– Co miałaś dla mnie? – zapytał, próbując się uśmiechnąć z marnym skutkiem.

– Nie wiem czy to odpowiednie miejsce. – zawahałam się – Chodzi o twojego tatę i… jego problem.

Patrzył na mnie wyczekująco. W jego oczach zobaczyłam coś jakby gotowość do walki. Kiedy nie odzywałam się dłuższą chwilę, spojrzał na mnie stanowczo i buntowniczo rzucił:

– Nigdzie nie pójdę, nikomu nic nie będę zgłaszał ani nic z tych rzeczy!

– Dlaczego?

– Bo nie!

– Dlaczego nie dasz sobie pomóc?

– Nie rozumiesz, że to nic nie da?! To go tylko jeszcze bardziej rozzłości, a mama będzie tylko bardziej smutna.

– Ale…

– Nie ma żadnego „ale”. Nie dam się przekonać, możesz sobie darować.

Było mi smutno, bo nie na taką reakcję liczyłam. Myślałam, że będzie chciał chociaż spróbować, zawalczyć o swoje szczęścia. Patrzyłam na niego i nic, prócz upartości, nie mogłam znaleźć w tym Adrianie z mojego dawnego przyjaciela.

– Za co dostało ci się tym razem? – spytałam stanowczym, ale jednocześnie pełnym współczucia głosem.

– Nie ważne…

– Dlaczego już nie mówimy sobie o wszystkim?

– To nie jest temat do mówienia.

Popatrzyłam wymownie na niego. Dobrze wiedział, że zawsze wyciągam z niego wszystkie informacje. Tym razem nie chciałam naciskać. Czekałam.

 

– Chciałem, żeby to się już skończyło. Chciałem, żeby przestał tyle pić. – przełknął głośno ślinę – Po prostu zabrałem mu butelkę i powiedziałem, że nie będzie więcej pił. Nie będzie nas bił. Wtedy on wpadł w dziką furię i zaczął się drzeć. Próbował się podnieść z fotela. Na początku bez skutku, ale potem mu się udało. Dalej nie bardzo pamiętam co się działo. Pamiętam tylko jak na mnie bluzgał, jak mama krzyczała i płacząc błagała go, żeby przestał. Czułem ostry odór alkoholu i ból. Potem obudziłem się w szpitalu…

– Dlaczego tego nie zgłosiliście?! – zapytałam oburzona.

– Nie próbujesz zrozumieć! – zarzucił mi równie oburzony.

– Staram się. – spróbowałam delikatniej. – Ale takie rzeczy przecież się zgłasza.

– Blanka, to jest mój ojciec. Jaki by nie był, jest moim ojcem…

– Ale…  – zabrakło mi słów.

***

            Parę dni później Adrian wyszedł ze szpitala. Kilka tygodni później zdjęli mu gips. Po tym pamiętnym „wypadku” została mu tylko blizna na dłoni. Pan Jerzy odczuwał skruchę tylko tydzień. W tym czasie pił dużo mniej i nie bił swojej rodziny. Potem jednak alkohol znów wziął go w swoje ramiona i zasłonił oczy. Adrian wciąż nie dawał się przekonać, żeby to gdzieś zgłosić. Z resztą jego mama też nie. Nie wiedząc jakich jeszcze używać argumentów, postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Sama poszłam do pedagoga w szkole Adriana i opowiedziałam o jego problemie. Kobieta obiecała jakoś pomóc. Liczyłam na pomyślny obrót sprawy, byłam pewna, że problem ruszy ku końcowi. Myliłam się. Adrian na rozmowie z pedagogiem wszystkiego się wyparł, powiedział, że w domu jest w porządku i nie potrzebuje niczyjej pomocy. Wątpię, że ta kobieta mu uwierzyła. W każdym razie sprawa nie posunęła się do przodu, a Adrian tak bardzo wściekł się faktem, że „wtrącam się w jego sprawy”, że stwierdził, iż nie chce mnie znać. Zrobiło mi się przykro, ale na początku myślałam, że szybko mu przejdzie i znów będzie się do mnie odzywał. W tej sprawie również się myliłam. Adrian nie żartował i naprawdę odciął się ode mnie kompletnie. Starałam się to jakoś naprawić, ale on całkowicie zamknął się w sobie.

Sytuacja w jego domu nie poprawiła się. Czasem widuję Adriana gdzieś w mieście z naciągniętym kapturem, spod którego i tak widać podbite oczy, albo rozcięte policzki. Żal mi go i bardzo za nim tęsknię, ale wiem, że niczego nie mogę już zrobić. Nie mogę mu pomóc dopóki on sam nie będzie tego chciał.

 

 Małgorzata Goraj